sobota, 17 października 2015

4. Spacerek w aurze ciekawości.

-         Ani chwili nie mogę od ciebie odpocząć? Po co przyprowadziłeś tą dziewczynę?
-         Odpowiedź na pierwsze pytanie: Nie, nie możesz. Zapomniałeś że się tobą opiekuję? A co do drugiego, to korzystam z okazji waszej przechadzki, by pokazać Olivii okolicę.
-         A od kiedy to się tak angażujesz w coś, co ciebie nie dotyczy? Albo Ourella? – spytał kąśliwie Oliver idąc przed nami
-         Jak byś nie zauważył, to od kiedy nie ma przy nas Marii?
Tutaj Oliver zgromił Gabriella spojrzeniem, na które aż się wzdrygnęłam. Czerwono-włosy uderzył w temat, którego mój brat chyba nie chciał poruszać. Spojrzał na mnie przelotnie, a ja już miałam opuścić wzrok, gdy przyszła mi do głowa szybka myśl. Czemu mam mu pokazywać, że się go boję? Lepiej zadrwić. Więc tylko uniosłam ironicznie brwi, patrząc prosto na brata. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Odwrócił wzrok. Wygrałam tą bitwę.
-         Dobra, już się tak nie wkurzaj. Odpowiedziałem tylko na twoje pytanie. Chciałeś odpowiedzi to masz.
-         Ale nie musiałeś mówić jej imienia. Powinniśmy o niej zapomnieć.
Przez całą tą rozmowę nie za bardzo wiedziałam o kim mowa. Kim była owa Maria?
-         Dobra, skończmy temat. Nie przyszliśmy tu po to, by ci dupę truć.
-         Chyba tak będzie najlepiej.
Zapadła chwilowa cisza. Jedynym źródłem dźwięku były nasze stopy, stąpające po żwirze i świszczący wiatr. Moją uwagę znowu przyciągnęły te ogromne szczyty ze stromymi stokami. Po mojej lewej szedł spokojnie Gabriell. Przed nami mój brat i Micheall. Srebrno-włosy co chwilę zerkał na mnie. Zastanawiałam się dlaczego.... Natomiast Oliver miał nas w głębokim poważaniu i traktował nas jak powietrze. W sumie mnie ten układ pasował. Mogłam spokojnie obserwować otoczenie. Na drzewach nad nami co chwilę rozlegał się śpiew ptaków, który bardzo przypominał mi jeden z moich ulubionych utworów fortepianowych. Kochałam grać na instrumentach klawiszowych. Każdy dźwięk, który mi je przypominał, od razu zauważałam wśród innych...Teraz śpiew ptaków był tym co słyszałam, odcinając inne dźwięki od siebie.
-         Olivia? – usłyszałam swoje imię z ust chłopaka obok mnie.
-         Tak? – spytałam wyrwana z kontemplacji świergotu ptaków.
-         Chcesz zobaczyć miasteczko? – spytał

-         Jasne, że chcę. – odparłam ożywiając się natychmiast.
 -         Tutaj we Fla nie ma wiele do zwiedzania. Dopiero trzeba do Oslo jechać. Godzina drogi stąd. – dopowiedział Oliver
-         Ale na razie pokażę Olivii miasteczko. – odrzekł na to Gabryś. – To w tę stronę.
Na te słowa pociągnął mnie w ścieżynkę po swojej lewej. U jej końca było z daleka widać jadące co jakiś czas samochody. Oliver i Micheall nie poszli z nami. Kiedy wyszliśmy na główną drogę, owe miasteczko okazało się być dosyć małe. Kilka sklepików i domów z mieszkaniami. Tylko tyle. Za to wokół było całkiem sporo zieleni. Nie to co w większych miasteczkach.
Sklepy były położone przy ulicach krzyżujących się ze sobą. Po mojej prawej był całkiem spory market. Po lewej mojej i Gabiego kwiaciarnia i krawiecki. Przed nami, po drugiej stronie ulicy znajdował się sklep obuwniczy, butik, i księgarnia. Niedaleko stała szkoła i biblioteka.  Przy innych bocznych uliczkach stały pomniejsze sklepiki, w tym monopolowy, pod którym na ławeczce siedziało trzech tubylców, popijających piwo z puszek. Częsty widok w takich miejscach.
Przechadzając się po tej mieścince odnosiłam wrażenie swojskości, jakiej dawno nie czułam. Wróciło do mnie wspomnienie miasteczka, przy którym mieścił się nasz dom. Jeszcze przed wojną, kiedy jeszcze byliśmy razem. Było całkiem do tego podobne, może trochę większe.
Smutłam lekko i w oku zakręciła mi się łezka. Szybko odgoniłam to wspomnienie, wracając do tego, co jest teraz. Odzyskam brata, jestem tego pewna.
Zerknęłam na Gabriella i przyłapałam go na tym, że się na mnie gapił. Patrzył na mnie z góry z zaciekawieniem i lekką niepewnością. Gdy napotkał mój wzrok, uśmiechnął się tylko i  odwrócił oczy.
-         Całkiem tu ładnie. – przerwałam ciszę panującą między nami od kilku minut.
-         Swojsko, prawda?
-         Faktycznie. Lepsze to od dużego miasta.
-         A właśnie! Co do wypadu do Oslo, to jutro jedziemy tam na trochę. Jak chcesz to możesz jechać z nami. Mamy zadanie do wykonania tam i w tym czasie ty będziesz mogła pozwiedzać trochę.
-         Oczywiście, że chcę. Tylko czy nie będę wam przeszkadzać?
-         Jasne, że nie. Pójdziecie z Evką na babskie zakupy i spędzicie miło dzień.
-         Z wielką chęcią.
-         I nie przejmuj się tym, co mówi Oliver. Na wszystkie wyjaśnienia jeszcze przyjdzie czas. Nie zawracaj sobie tym głowy. O Marii nie warto mówić, stare dzieje, których nikt dobrze nie wspomina. Jeżeli będzie chciał, to sam ci o tym powie.
-         Jasne. Nie wypytywać o nic.
-         Dokładnie. Przyjdzie moment, w którym odważy się z tobą porozmawiać. Jestem tego pewien.
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
-         Wracamy? – zapytał mój towarzysz
-         Wracamy.
Ruszyliśmy w drogę powrotną do rezydencji. Nie spotkaliśmy po drodze ani Olivera ani żadnego z chłopaków. Słońce na niebie chyliło się już ku zachodowi. Magicznie oświetlało teraz zbocza gór widoczne po naszej lewej. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed wejściem do domu i patrzyliśmy na te kolosy, gdzieniegdzie przykryte białym puchem.
Owy widok sprawiał wrażenie przynoszącego nadzieję. 
...........................................................................................
Kolację mieliśmy jeść wspólnie w jadalni. Pomieszczenie to było dość spore, oświetlone przepięknym żyrandolem w stylu ludwikowskim. Na środku stał długi stół, a przy nim osiem krzeseł, po jednym na szerokościach i po trzy po obu długościach. Hrabia, jako gospodarz domu siadł po jednej szerokości, a naprzeciw siadła Eva. Po prawej stronie ramienia hrabiego siedli kolejno Oliver, Micheall i Ourell, a po lewej ja, naprzeciw Olivera, obok mnie Gabriell i David. Raffael usadowił się pod stołem, tam tez były jego talerz i szklanka.
-         Jak chcesz coś jeść, Raffa, to sobie nałóż sam.
-         Jeść albo nie jeść – oto jest pytanie. – Zawołał poetycko fioletowo-oki.
-         Może lepiej coś zjedz, bo potem będziesz głodny łaził po domu i straszył wszystkich.-rzucił od niechcenia Ourell
-         Nałóżcie mi kurczaka, proszę – odparł Raffa, podając spod stołu swój talerz Evie – A już myślałem, że trochę sobie w nocy pobłądzę po domu. Byłoby zabawnie.
Przyglądałam się całej sytuacji z uśmiechem pod nosem. Rzeczywiście, ciekawy przypadek z tego Raffy. Nałożyłam sobie nóżkę kurczaka, do tego smażone ziemniaki i sałatkę. Nagle mój wzrok został ściągnięty przez wzrok Olivera. Patrzył, o dziwo, z zaciekawieniem na moją twarz, lustrował każdy jej szczegół, jakby chciał zweryfikować wspomnienia i to co ma przed sobą. Jego błękitne jak ocean, oczy szybko przesuwały się po mojej twarzy. Tak się zaangażował, że nawet nie zauważył, że się na niego patrzę. Żadne z nas nie tknęło jedzenia na talerzach. Wokół również zapadła cisza. Wyczuwałam na sobie wzrok wszystkich zebranych w pokoju. Spojrzałam ukradkiem w bok wtedy dopiero jak za dotknięciem magicznej różdżki w pokoju znowu zrobił się harmider. Nawet Oliver zaczął jeść, ale na jego twarzy wykwitły rumieńce zawstydzenia.
„Po tak krótkim czasie wykazuje zainteresowanie? To chyba będzie łatwiejsze niż się spodziewałam...”
......................................................................
Kiedy Olivia i Gabriell skręcili w uliczkę, prowadzącą do miasteczka, odechciało się Oliverowi dalszego spaceru. Micheall wrócił razem z nim do domu. Chciał się jedynie przewietrzyć, a nie musiał spacerować długo, choć Oliver upierał się, że jak chce to może iść dalej bez niego. Ale lepiej, że wrócił i Miki, nie wiadomo gdzie by poszedł i czy by wrócił w ogóle kiedyś.
Zaszył się w pokoju na pół godziny i kiedy nadeszła pora kolacji, zszedł na dół do salonu. Reszta powoli się schodziła. Eva z Olivią pomagały przy nakrywaniu stołu. Wkrótce zasiedli do posiłku. Jego „siostra” siadła naprzeciw niego. Skorzystał z okazji by na nią spojrzeć. Miał popatrzeć tylko przelotnie, a jego wzrok najpierw utonął w oczach o identycznym kolorze co jego, a potem lustrował każdy szczegół twarzy dziewczyny. Na dodatek, aura w barwie indygo tak przykuwała jego wzrok. Co ona robiła w KZU?  Nie mógł się nadziwić, jakie uderzające podobieństwo jest między nią, a jego prawdziwa siostrą. Nie potrafił wciąż dopuścić do siebie myśli, że to właśnie ta, która siedzi naprzeciw niego może być jego siostrą. Zbyt długo przekonywał się, że już dawno zmarła. Nie potrafił zaakceptować tego z biegu. Musi z nią najpierw porozmawiać, poznać ją więcej. Nie może powtórzyć błędu, jaki popełnił przy relacjach z Marią. Za mało ją znał, by poznać się na jej szaleństwie.
Chwilę tak patrzył na Olivię, kiedy uświadomił sobie, że reszta ludzi i w tym sama Olivia gapią się na niego. Spojrzał w ich stronę, niby zdziwiony i natychmiast wrócił harmider, obecny przy ich posiłkach. Zabrał się za jedzenie na swoim talerzu, ale poczuł ciepło na policzkach. Został ewidentnie przyłapany na gapieniu. Co za wstyd. I jeszcze sam obiekt obserwacji to zauważył. Coś mu w głębi duszy nie pasowało, zbyt dobrze widział jej oczy. Ona też na niego patrzyła. Przez resztę kolacji, żadne z nich już na siebie nie spojrzało. Potem także, gdy rozchodzili się do pokoi odpocząć po kolacji lub położyć się spać, tak jakby cała sytuacja nie miała miejsca.
Po przyjściu do pokoju, Oliver siadł przy pianinie, stojącym przy ścianie. Zaczął grać melodię, do której nuty miał na wierzchu. Znał ją na pamięć. To była jego własna kompozycja.
...............................................................................
No! Ten fragment jest szczególnie długi. Postanowiłam na wszelki wypadek nadrobić nim przyszły weekend, bo się nie wyrabiam...za dużo mam w szkole, by w weekend przyszły na 100% udało mi się coś wstawić. Może coś pyknie. Jak nie, to musi wam wystarczyć ten fragment. Wybaczcie, ale nic na to nie poradzę. Ledwie wyrobiłam się z tym rozdziałem. 
Mam nadzieję, że wam się podobał i jak zawsze, zostawcie komentarz, bo dzięki temu wiem, czego oczekujecie i co mogę jeszcze poprawić. Nie bójcie się pisać, nawet tych negatywnych opinii, bo docenię każdą z nich i wezmę je do serca, by móc się poprawić. 
Jeżeli się uda - next będzie w następny weekend, 
Jak nie - za dwa tygodnie. 
Jeszcze raz przepraszam, jeśli nie wyjdzie. 
Do nexta :) 

wtorek, 13 października 2015

3. Ciekawość

W głowie kołatały mi się różne myśli. Z jednej strony cieszyłam się, że ktoś wykazuje inicjatywę pomocy i perspektywa szybszego przystąpienia do działania była bardzo kusząca, jednak z drugiej byłam pełna obaw. Skoro Gabriell wiedział, że Oliver idzie na spacer, to czy mój brat nie będzie miał nam tego za złe, że się doczepimy? Nie chciałabym psuć relacji między chłopakami.
Spojrzałam na czerwono-włosego. Szedł przede mną z uśmiechem na pół gęby i nie widziałam w tej mordzie żadnej obawy. Ja jednak miałam ich trochę. Postanowiłam je uzewnętrznić.
-         Gabi? A co jeśli...
-         ...Oliverowi się nie spodoba nasze towarzystwo? – uprzedził moje pytanie – Wtedy powiemy, że jedynie korzystamy z okazji, żebyś mogła trochę obejrzeć okolicę i pójdziemy przodem, jeśli będziesz się bała.
-         Wolałabym jednak, by obeszło się bez takich komplikacji...
-         Wierz mi, Oliver nie jest typem złośliwca. Jedynie na takiego wygląda. W głębi serca na pewno bardzo się cieszył z twojego przyjazdu. Musisz mu po prostu dać czas, by mógł się otworzyć przed tobą.
-         Łatwo to mówić, trochę trudniej jest przy takich ludziach zachować kamienną twarz. Widziałeś moją reakcję dziś na to, co mówił Oliver. W kontaktach z ludźmi otwartymi jest mi łatwiej, tak jak to jest z tobą.
Wyszliśmy na zewnątrz. Powiało chłodnym powietrzem, a mnie przeszły ciarki. Po niebie sunęły białe obłoki.
-         Dzięki za komplement, ale jeszcze nie znasz mnie na tyle, by powiedzieć, że jestem otwarty na ludzi. Pozory mylą, mała.
-         Ale jak na razie, nie robisz focha na mnie o byle co.
-         A miałem okazję?
-         Chyba nie za bardzo, to fakt.
-         No właśnie.
Szliśmy chwilę w ciszy. Patrzyłam na góry po swojej prawej stronie, gdy wyrwał mnie z tego krzyk Gabrysia.
-         Oli!! Miki!! Zaczekajcie!!

„No to się zaczyna” pomyślałam, widząc jak Oliver i Micheall odwracają się w naszą stronę. Mój brat miał wyraz twarzy, nie wróżący nic dobrego.
...............................................................................
 Kiedy Oliver wyszedł na zewnątrz, dopiero wtedy poczuł się dobrze tego dnia. Cieszył się, że może chwilę odpocząć od jazgotu, a cisza panująca w górach trochę go uspokoi. Micheall nie był typem gadatliwego człowieka, więc wiedział, że dobrze dobrał sobie towarzystwo. Tutaj mógł wreszcie spokojnie pomyśleć nad wydarzeniami dnia dzisiejszego. Chciał przemyśleć wszystko na spokojnie, a nie pod naciskiem Gabriella. Nareszcie może trochę odpocząć.
-         Oli!!Miki!! Zaczekajcie!! – usłyszał za sobą krzyk tej mendy z bobem na głowie.
Spokój nie potrwał za długo. Domyślał się, że nie jest sam. Nie musiał się odwracać, by wyczuć aurę osoby towarzyszącej. Nie spodziewał się jednak, że aura jego siostry...może mieć barwę indygo. Odwrócił się zaskoczony, próbując zachować kamienną twarz. Zobaczył owe dwie osoby, z którymi nie chciał teraz przebywać. Gabriella jak zawsze otaczała aura barwy czerwonej, a Olivii jaśniała w barwie indygo, czyli ciemnoniebieskiej wpadającej w fiolet. „Tyle nowych rzeczy się o niej dowiaduję” pomyślał przez chwilę, ale potem odegnał od siebie te myśli, udając że jej towarzystwo wcale go nie zainteresowało. Przeciwnie. Nie chciał być z niego zadowolony. 
.....................................................................................
Nie spodziewaliście się, że w środku tygodnia wstawię nowy rozdzialik, co? Co prawda bardzo krótki, ale to dlatego, że muszę przepisać kolejne na kompa i może mi zabraknąć materiałów na kolejne rozdziały. 
Chciałam wam tym razem zrobić prezent, powiedzmy z okazji Dnia Nauczyciela :) 
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.
Zostawcie komentarz, bo to zawsze pomaga w doskonaleniu się i śledźcie bloga na bieżąco, gdyż w weekend dodam kolejny fraguś (fragmencik). 
Trzymajcie się :) 

sobota, 10 października 2015

2. Różnice i podobieństwa

Oliver wszedł po schodach na górę cały poirytowany. Jak ta dziewucha mogła to zrobić. Owszem, widział podobieństwo i to uderzające, ale na Boga, jego siostra już dawno się zestarzała, jeśli przeżyła wojnę. Już nie powinna być na świecie. Przynajmniej tak się przekonywał. Przekonywał się, że przeżyła szczęśliwe życie, że dorosła, znalazła miłość swego życia, wychowała dzieci i zmarła w otoczeniu wnuków...nie pamiętając o nim. Na samą myśl o tym, posmutniał. Oczywiście nie miał jej tego za złe. Nie skończyła tak jak on i miała prawo do szczęścia, bo czy nie każdy człowiek ma do niego prawo? Żałował jedynie, że wtedy nie pobiegł za nią by jej pilnować. Może by mógł jej towarzyszyć w pięknych chwilach życia, może tak jak ona zestarzałby się, utrzymując kontakt z bliźniaczką. Miała jednak prawo, go nie pamiętać, oboje byli wtedy mali.
Wszedł do pokoju i słyszał płacz dochodzący z dołu. Poczuł lekkie ukłucie winy w sercu, ale natychmiast je zaćmiły myśli, o tym, że tyle lat minęło i to nie podobna, by nagle teraz jego siostra przypomniała sobie o jego istnieniu.
Jeszcze jedna myśl nie dawała mu spokoju. Skąd ona mogła wiedzieć o nim, skąd wiedziała, gdzie mieszka, jak się nazywa. Czyż on sam nie szukał siostry tyle lat? Wszędzie o nią pytał, nawet w KZU, bo wszystko było możliwe, jednak nikt nic o niej nie wiedział. Jedyna odpowiedź jaką w końcu uzyskał było to, że jego siostra została uznana za zmarłą i wykreślona z rejestru ludności Polski. Wtedy stracił nadzieję, choć wiedział że mogła zmienić nazwisko.
Masę myśli kłębiło się w jego głowie, ale żadne nie wyjaśniało zaistniałej sytuacji. Jedna wykluczała drugą i żadna do siebie nie pasowała. Może powinien dać szansę dziewczynie, która podawała się za jego siostrę.
Podniósł się z fotela stojącego obok szachownicy i podszedł do szafki przy łóżku. Wyjął z trzech pudełeczek po jednej pigułce i popił wodą, jedną po drugiej. Robił wszystko, by się wyleczyć. Co prawda nie chodził na chemioterapię, ale przyjmował leki, jaki specjaliści w KZU mu przypisali. Wciąż wierzył, że to coś da, mimo że trwało to już tyle lat. Nie poddawał się. Spojrzał na drzwi. Usłyszał kroki dwóch par butów i dźwięk otwierania pokoju gościnnego obok.
„Czyli ona zostaje...” pomyślał czarnowłosy i po części czuł z tego powodu lekką radość, a z drugiej przeważające poirytowanie. Wziął książkę o technice placebo, leżącej na szafce obok łóżka, położył się na łóżku tak, by światło słoneczne padało pod dobrym kątem na książkę, założył okulary i próbował skupić się na lekturze. Cały czas jednak męczyły go różne myśli i odłożył książkę na bok. Przewrócił się na plecy i podłożył prawą rękę pod głowę, drugą opierając na brzuchu. Usłyszał zza drzwi oddalające się kroki i stąpanie po schodach. Jednej pary butów. Owa „Olivia” musi być w pokoju obok. Jak najciszej się dało, wyszedł z pokoju i podszedł pod drzwi obok swoich. Przez szczelinę między drzwiami i podłogą nie dochodziło żadne światło i nie był w stanie ocenić, czy ktoś jest w środku. Z jednej strony chciał wejść do niej i ją przeprosić za swoje zachowanie. „W końcu jestem najstarszy i nie wypada tak traktować kobiet” pomyślał. Z drugiej jednak wahał się, czy jest to wychowawcze, karcić a potem przepraszać. Nie miał jednak siły zachowywać się jak starszy, odpowiedzialny. Pomyślał, że zostawi to na później, konfrontację ze swoim sobowtórem. Z Olivią. 
 ..........................................................................................................
Leżałam wpatrując się w sufit pokoju, który miałam traktować jak swój. Przynajmniej przez jakiś czas. Torby wciąż leżały nie rozpakowane, a ja nie myślałam o tym by je rozpakować, wiedząc, że nie pomieszkam tutaj długo. Jeżeli nie uda mi się przekonać Olivera, będę musiała stąd odejść, to oczywiste, ale nie chciałam się tak łatwo poddawać.
Co się stało? Gdzie popełniłam błąd...? Czy fakt, że nie pamiętam wiele z przeszłości coś zmienia w tym, że jesteśmy rodzeństwem? Może to przez mój młody wiek? Może się nie spodziewał, że mogę wyglądać tak jak on. Z tego co mówi, uważa że jego siostra dawno zmarła. Czyżby myślał, że przeżyła wojnę i się zestarzała i nie przypuszcza, że może być młoda tak samo, jak on. A może to przez to, że tyle lat minęło? Może powinnam była wcześniej przyjechać. Nie sądziłam, że przez to on może mi nie uwierzyć. Gdybym wiedziała, przełożyłabym edukację na późniejszy plan, a tak to jestem już po kilku kierunkach studiów z tym całym stażem osiemdziesięciu lat życia na koncie. Gdyby tylko moja przybrana matka powiedziała mi o tym, że mój brat tu jest, wcześniej, może jakoś by inaczej się to wszystko potoczyło?
No dobra, nie ma sensu się użalać, tylko działać.
Już tu jestem, więc dlaczego miałabym się poddać? O nie, Olivia nigdy się nie poddaje. Tyle już przeszłam, więc dlaczego z powodu takiej błahostki miałabym się poddać?
Kłótnie między rodzeństwem są normalką, więc i to jest do przebrnięcia.
Cztery miesiące – tyle powinno mi wystarczyć, by przekonać nawet największego niedowiarka. Spokojnie, może nawet nie będę tyle potrzebować.
W najgorszym wypadku, wrócę do domu nie dokonując niczego.
Wóz albo przewóz.
Wszystko albo nic.
Przekonam go lub nie.
To wszystko.
..............................................................................................................

-         Hej Oli, mogę wejść? – spytał Gabriell, stając w drzwiach pokoju brata.
-         Jeśli musisz. O co chodzi? – powiedział Oliver, nie podnosząc głowy znad książki, którą właśnie czytał
Był już wieczór, a w kominku w jego pokoju tańczyły płomienie, oświetlając łuną ciepłych barw, pokój o błękitnych ścianach. Okno było zasłonięte firankami, mimo że jeszcze na dworze było trochę czasu do zachodu słońca. Oliver leżał na skraju łóżka, nogami w stronę poduszek, a głową w stronę kominka i zagłębiał się w lekturze biografii Nietzschego. Nie podniósł głowy nawet wtedy, gdy Gabriell kucnął naprzeciw jego głowy i wpatrywał się, uparcie czekając, aż czarnowłosy łaskawie na niego spojrzy.
-         Mógłbyś się nie gapić? To wkurza. Jak nie masz nic lepszego do roboty...
-         Chodzi o Olivię. – przerwał Oliverowi Gabryś.
-         Mogłem się domyślić. – odparł Oliver, zamykając książkę i zdejmując okulary. – Mów. – dodał, spoglądając znudzonymi oczami na czerwono-włosego.
Gabriell spojrzał z zaskoczeniem na brata, gdy ten podniósł się z łóżka.
-         Chciałbym jedynie, byś dał jej szansę na przedstawienie swojej wersji. Jak dotąd, mówiła dość racjonalnie i jedynie ty nie chciałeś jej wysłuchać.
-         Jakie masz dowody, że mówi prawdę?
-         Mówisz tak, jakbyś mnie wcale nie znał. Wiem, kiedy ludzie kłamią, a ona do takich nie należy.
-         Co się dowiedziałeś od „Olivii”? – spytał Oliver, robiąc cudzysłów w powietrzu
-         Oboje jesteście z 1932 roku, nie mylę się? Twoja siostra zaginęła 7 lat później, a ona ze swoim bratem rozdzieliła się też 7 lat później.
-         Tylko dlaczego dopiero teraz, nie zastanawia cię to? I dlaczego jest młoda?
-         Tego to już nie wiem. Musisz z nią pogadać, wyjaśnić sobie wszystko.
-         Jak ty sobie to wyobrażasz? Miałbym rozmawiać o całym swoim życiu z osobą, którą widzę pierwszy raz na oczy?
-         To twoja siostra. Nie widzisz jej pierwszy raz w życiu.
-         No nie wiem, dalej mnie to nie przekonuje.
 Przez cały ten czas, Gabriell obserwował jak Oliver ubiera się w długie spodnie, a na bluzkę z krótkim rękawem zakłada sweter.
-         Wychodzisz? – zapytał zdziwiony
-         Idę się przejść. Micheall idzie ze mną. Kiepsko się dziś czuje i powiedział, że musi zażyć świeżego powietrza. Co do Olivii...
-         Nie będę cię do niczego zmuszał. Zrobisz jak będziesz uważał. To tyle w tym temacie, ale się zastanów. – odrzekł Gabriell i wyszedł z pokoju.

Zapukał do pokoju Olivii. Po pięciu sekundach otworzyła mu czarnowłosa.
Była taka podobna do brata. Jak on mógł nie uwierzyć na słowo tej słodkiej twarzy, która jest taka jak jego. Te same oczy, biała jak śnieg cera. Królewna Śnieżka.
-         Och, ty jesteś...Gabi, jeśli się nie mylę? – powiedziała nieśmiało, patrząc na gościa spode brwi.
„No normalnie Oliver jak z obrazka!” pomyślał czerwono-włosy. Powstrzymał się by tulnąć uroczą, żeńską kopię Olisia i odchrząknął.
-         Dobrą masz pamięć, złotko. Mogę wejść? Chcę pogadać. – rzucił z uśmiechem
-         Ja-jasne. Wejdź.
-         Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Rozmawiałem z Oliverem. Jak na razie jest nieufny, ale sądzę, że z czasem się otworzy. Na pewno wkrótce pogadacie.
-         Wiem, rozumiem. Nie powinnam była tak na wejściu...powinnam była poczekać...
-         Bezpośredniość i zdecydowanie, to to , co najbardziej cenię w dziewczynach, a ty do takich należysz, skoro tu przyjechałaś z takim zamiarem. To było odważne posunięcie i nie uważam wcale, że źle zrobiłaś – przerwał dziewczynie, pochylił się, opierając ręce na udach, tak by patrzeć niższej od siebie w oczy. – Tak jak mówiłem, pomogę. Możesz na mnie liczyć. – dodał, uśmiechając się przyjaźnie.
Odpowiedziała mu uśmiechem, a zaraz potem spoważniała. Przysunęła swoją twarz bliżej jego.
-         Nigdy, ale to nigdy więcej nie pochylaj się nade mną – rzuciłam z groźnym wyrazem twarzy.
-         Ohohoho, nie mogę! Zupełnie jak Oliver, dokładnie tak jak on...Jasna sprawa, malutka, jeżeli tego nie chcesz. Wolę nie zachodzić ci za skórę, bo nie wiem jak silna jesteś w porównaniu z bratem. Wolę nigdy się nie dowiedzieć.
Już kierował się w stronę drzwi, gdy nagle przyszedł mu do głowy wspaniały pomysł.
-         Hej Olivka, co powiesz na spacerek? Oliver wychodzi na spacer z Micheallem, to może i my się dołączymy? – spojrzał na nią chytrze
-         N-n-nie wiem czy to dobry pomysł... – odpowiedziała niepewnie
-         Jeżeli nie chcesz z nim rozmawiać, to trudno...chciałem pomóc...- rzekł imitując smutnego
-         Oczywiście że chcę! Tylko....
-         To na co jeszcze czekasz?. Zarzuć coś ciepłego na siebie i wychodzimy! – Zawołał ożywiając się natychmiast.
-         No dobra...
Wyszedł na korytarz, a za nim wyszła Olivka, z granatową bluzą w ręku. Zamknęła za sobą drzwi i poszli w stronę schodów.
..........................................................................................................
To by było na tyle, jeśli chodzi o ten tydzień. Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie do następnego weekendu :) . A i jeszcze jedno, Spis Treści z rozdziałami jest na samym dole. Jak coś, mogę przenieść, bo nie wiem, czy takie ułożenie jest dobre. Może lepiej byłoby przenieść na górę spis treści...oceńcie sami :)
Czekam na wasze opinie i komentarze co do fabuły :) 

1. Zimne oczy

Patrzył na mnie błękitnymi oczami, moimi oczami, a ja nie potrafiłam wyrazić tego, jak się wtedy czułam...Byłam szczęśliwa. Ale nie mogłam przewidzieć tego, co nastąpi za chwilę. Wyraz twarzy brata wciąż był zimny i obojętny. Patrzył na mnie...nieufnie, jak na kogoś obcego. Wciąż i wciąż lustrował mnie uważnie wzrokiem, nic nie mówiąc. Widząc, że raczej się nie odezwie, zabrałam głos pierwsza.
-         Hej braciszku, tyle lat minęło...
-         Braciszku? Ubzdurałaś sobie, że jesteś moją siostrą? Niebywałe... – rzekł kpiącym głosem Oliver.
-         Oliver! Co ty wyprawiasz do cholery?! – żachnął się blondyn
-         Ja?! Co ONA tu robi? Nie znam jej. Braciszku...moja siostra nie żyje!
-         Uspokój się Oliver. Pomyśl racjonalnie...- powiedział obrończo hrabia
Oliver wstał z krzesła i szedł powoli w stronę drzwi. Szedł w moją stronę, patrząc na mnie.
W mojej głowie mieszało się kilka emocji. Strach, radość, smutek, niepewność...to tylko kilka z nich. Zatrzymał się tuż przede mną.
-         Jak ci na imię? – spytał chłodno
-         O-O-Olivia...
-         Jak mam ci uwierzyć, skoro nie jesteś tego pewna.
-         Oliver, do cholery, zachowuj się! To twoja siostra! – krzyknęła Eva
-         Mam dość... – rzekł Oliver i wyszedł z pomieszczenia.
Stałam osłupiała, nie mogąc wyrzucić z siebie nawet słowa. Nie takiego scenariusza się spodziewałam. Miało to być piękne spotkanie dla nas obojga, a okazało się, że popełniłam największy błąd w swoim życiu. Osunęłam się na podłogę ukrywając twarz w dłoniach. Eva kucnęła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
-         Coś ty najlepszego zrobił, Oliver... – powiedział blondyn i nachylił się nade mną. – Nie bój się, nic ci tu nie grozi. Po prostu jest przejęty tym i poniosły go emocje.
-         Ale to nie powinny być TAKIE emocje, David – odparła Eva rzucając na Davida groźne spojrzenie – Z tego co mi mówiliście, bardzo tęsknił za siostrą.
-         Ale to było tak dawno...jeszcze niedługo po tym jak zamieszkaliśmy razem. Wtedy jeszcze pamiętał o niej, wciąż miał nadzieję. Kiedy te nadzieję stracił, nie mam pojęcia...
-         To...to...to był błąd, że tu przyjechałam...tak bardzo chciałam go widzieć, po tylu latach. Nie wierzy mi...nie wierzy...bo nie pamiętam nic, oprócz jego imienia, nazwiska i tego że jest moim bratem, nic z przeszłości...innego nie pamiętam – mówiłam z przerwami na płacz – A pewnie tez dlatego, że jestem wyglądem wciąż młoda...nie wiem, co się stało...nie potrafię tego wytłumaczyć.
-         Kiedy się urodziłaś? Rok? – spytał mnie czerwonowłosy, kiedy chłopak imieniem David zaprowadził mnie na fotel. – Pamiętasz?
-         1932, 7 lat później stało się coś, że nas rozdzielono...nie potrafię dokładnie powiedzieć co, ale wiem że to był rok 1939. II Wojna Światowa. Przez kolejne lata, nie wiem co się ze mną działo, dopiero zanik pamięci kończy mi się w KZU. – mówiłam, wyrzucając wszystko co wiem, każdą informację, jedną, po drugiej.
W pewnym momencie musiałam zrobić przerwę na oddech. To wszystko nie działo się tak, jak powinno się dziać...znów zbierało mi się na płacz i czułam, jakby moje serce łamało się na dwie części.
-         Co to za facet, że krzywdzi kobietę. – żachnął się David. – Odpocznij, nie musisz nic robić na siłę...
-         Wiem, i dlatego jeśli mogę oczywiście, to przenocuję tu jedną noc, a potem wrócę do USA. Nie powinnam była tu przyjeżdżać...
-         Nie waż się stąd jechać. Nie teraz, kiedy już się spotkaliście. Pierwsza krew przelana. Nie powinnaś się wycofywać. – powiedziała, gładząc moje ramię Eva. – Wybacz, jeśli zabrzmiało to zbyt groźnie, ale taka jest prawda. Z własnego doświadczenia wiem, że Oliver to twarda sztuka. W końcu się przełamie, a tym czasem zostań, ile tylko będziesz chciała.
-         Eva ma rację, – powiedział hrabia – bo będziesz żałowała, jeśli odjedziesz. Jesteś wśród swoich.
Spojrzałam pytająco na niego i rozejrzałam się po reszcie.
W pewnym momencie odezwał się brunet, wcześniej czytający książkę.
-         Ale z nas tępe dzidy. Jestem Ourell. Miło mi cię poznać, Olivia.
-         Rukasja...- odpowiedziałam cicho – Olivia to moje imię, jakie miałam będąc z Oliverem. Miałam już kilka imion w późniejszych latach. Jednak teraz mogę być Olivią, jeżeli już jestem z bratem z powrotem.
-         Z bratem czy bez, zawsze będziesz Olivią. Reszta imiona jest nie ważna. Dla Olivera zawsze będzie Olivia. – odezwał się srebrnowłosy o szmaragdowych oczach. – Mam na imię Micheall.
Kiedy mówił, przyglądałam się jego ostrym jak igły zębom. Były przerażające. Ale na swój sposób mu pasowały...
-         Dla Olivera...ja? Skoro mnie nie akceptuje, to jak ma mnie nazywać Olivią? – mówiłam na wpół przytomnie, Byłam wciąż zdruzgotana.
-         Nie myśli racjonalnie. Przecież która laska przylazłaby z ulicy i powiedziała, że jest jego zaginioną siostrą bliźniaczką, jeszcze nie będąc kubek w kubek Oliverem z wyglądu. Nie ma wątpliwości co do twojego pokrewieństwa z Oliverem, tylko dlaczego jesteś młoda?...to jest pytanie. – rzekł Ourell i prawie widziałam, jak trybiki w jego głowie się przekręcają, kiedy rozmyślał.
-         Tu dotarliśmy do sedna wahań Olivera. To oczywiste, że nie spodziewał się zobaczyć siostry żywej po tylu latach, jeszcze jak zaginęła na wojnie, a w szczególności nie z młodym wyglądem. – powiedział czerwonowłosy z aparatem wiszącym na jego szyi. – Przystojniak Ourell się przedstawił, więc i ja to zrobię. Jestem Gabriell. Nie wygladasz mi na osobę o usposobieniu kłamczuchy, więc ci pomogę. Wujek Gabriell pogada z Olim. Ty się niczym nie przejmuj i ciesz się górami norweskimi, które są tak piękne, że aż oczy wysiadają...no. Ourell!! Mój ty słodziaku pysiaku...- i tak dalej, i tak dalej.
-         A ten jak zawsze, Ourell to, Ourell tamto. – rzekło się Davidowi
-         Bo Gabi loffcia Ourella i nie pozwoli go tknąć żadnej dziewczynie :D – odezwał się chłopak o fioletowych tęczówkach
-         Ten pajac tutaj, to Raffa. Tajemnicza bestia. Z jednej strony głupi jak but, zaraz jednak niewiarygodnie kumaty. Ogarniaj go uważnie, podczas spacerów po domu, bo ci zza rogu wyskoczy. Pamiętasz Eva? – rzucił od nie chcenia David
-         Weź nie przypominaj, o mało co zawału nie dostałam.- odparła Eva i wzdrygnęła się na to wspomnienie.
-         Dobra, żarty żartami, ale tu się dzieją poważne rzeczy...- powiedział Gabriell, zauważając słusznie, że to nie czas na żarty
-         Racja. Wybaczcie. – odparł David z lekkim zażenowaniem
Nastąpiła chwila ciszy, w której ja nie czułam się za bardzo dobrze.
-         Ludzie, chyba cos się wam stało. Co tak stoicie? Pokój gościnny jest chyba wolny. – zawołał Hrabia z pretensją
-         Fakt. – rzekł Ourell i zwrócił się do mnie – Chodź, pomogę ci zanieść rzeczy na górę
Kiwnęłam głową i poszłam za nim.

Pięć minut później zostałam sama ze swoimi rzeczami. Nie czułam się tu wcale dobrze, po tym jak potraktował mnie Oliver. Przeczuwałam, że nie skończy się to dobrze, ale nie sądziłam, że aż tak...Jak na nieszczęście dostałam pokój gościnny obok brata. Uknuli to specjalnie, podstępne bestie. Jednakże, nie mam im za złe tego jak się mną przejęli. Nie chcę na nich żerować bezczynnie ani nic, ale pocieszył mnie fakt troski jaką mi okazali. Eva i chłopcy zachowali się cudownie i jestem im wdzięczna za troskę, ale jeśli brat mnie nie akceptuje, to chyba nie powinno mnie tu być.

W pewnym momencie usłyszałam, jak drzwi w pokoju obok otwierają się. To zapewne Oliver wyszedł na korytarz, bo dało się słyszeć zbliżające się kroki. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam cień jego stóp w szczelinie między drzwiami a podłogą. Cień zatrzymał się, najwidoczniej zawahał się i chwile potem wrócił w tę samą stronę, z której przyszedł. Głośno wypuściłam powietrze i opadłam na łóżko. Nie miałam ochoty, by dziś z nim widzieć po raz drugi....
...................................................................................................................
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Te rozdziały są dość krótkie, wiem, ale dzielę je na osobowe postrzeganie akcji. Momentami opowiadanie będzie się toczyło z perspektywy Olivera i innych. Część Olivii jest napisana w formie pierwszoosobowej, natomiast reszta narracji jest w formie trzecioosobowej. 
Kiedy narracje będą krótkie, będę wstawiała po kilka na jeden wpis. 
Olivia jest moją OC, nie jest związana z oryginalną fabułą EL. 
Pragnę dodać, że w tym momencie jestem w klasie maturalnej i mogę mieć problem z regularnym wstawianiem wpisów, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, byście długo na nowe rozdziały nie czekali.
Zachęcam do komentowania pod wpisami. Chcę znać wasze opinie.

Na wstępie...

Witajcie.
Jak już powiedziałam (patrz na stronie "Oto ja :)") To opowiadanie oparte na komiksie Exitus Letalis. Jest to zupełnie odwrotna wersja pierwowzoru tego opowiadania.
Oliver nie jest w stanie zaakceptować faktu, że jego zaginiona siostra bliźniaczka, Olivia dalej żyje. Nawet wtedy, gdy przyjeżdża do niego. A przecież są identyczni.
Olivia nie tak wyobrażała sobie przyjazd do Niflheim. Nie takiego powitania ze strony brata oczekiwała.

Odsyłam do przeczytania komiksu. Jest to niezbędne do zrozumienia fabuły.
Przewidziana częstotliwość wstawiania wpisów to : co tydzień (mam nadzieję, że mi się tak uda)

Trzymajcie kciuki za tych dwoje powyżej, bo opowiadanie wciąż jest tworzone na bieżąco. Czekam też na wasze pomysły.