Olivia
Udawałam, że mnie nie ma.
Cały dzień przeleżałam pod kocem na łóżku ze słuchawkami na
uszach ignorując czy ktoś puka do mojego pokoju czy nie.
Po krótkiej wymianie zdań z Oliverem przez drzwi dostałam
jeszcze większej ochoty by się wynieść. By stąd zwiać.
Postanowiłam zamknąć się w sobie i skombinować sobie powrót
do domu.
Jeśli tak miała się kończyć moja każda rozmowa z bratem, to
ja już wolałam wrócić do USA i nie dawać mu znaku życia. Preferowałam spokój,
jaki miałam tam miałam, pomimo palące tęsknoty za bratem. Co jeśli jednak nie
mam tu czego szukać?
Wstałam z łóżka i wciąż okrywając się kocem, podeszłam do
biurka na którym leżał mój telefon. Siadłam na krześle i wykręciłam numer do
Chillera. Nikt nie odbierał. I tak kilka razy.
Cholera jedna. Naważyłam sobie piwa, to teraz musze go
wypić, co? Sama się o to prosiłam. Ale nich no go tylko dorwę jak będę miała
okazję, to tak mu się oberwie, że się nie pozbiera przez tydzień.
Minął tydzień, dwa, trzy, kolejne, a ja nic a nic nie
posunęłam się w relacji z Oliverem. Unikaliśmy się kompletnie. Widywaliśmy się
tylko przy posiłkach, rozmawialiśmy gdy było konieczne.
Nie chciałam, by to tak się toczyło, ale to on coraz
bardziej się zamykał. Niepokoiła mnie też inna rzecz. Z każdym dniem wydawał
się coraz bledszy. Czasem jak go widziałam, miałam wrażenie, że zaraz się
przewróci. Często podtrzymywał się ściany czy poręczy, pił dużo wody. Inni
domownicy też patrzyli z niepokojem na szatyna.
Co więcej, sama zaczęłam czuć się gorzej. Miałam ochotę
przesypiać całe dnie, choć starałam się tego nie robić.
By jakoś się trzymać, przesiadywałam codziennie z którymś z
nieśmiertelnych albo z Evą. Grywałam z Davidem na konsoli albo bawiłam się z
Ciuciusiem, siadałam obok Michealla w biblioteczce i czytałam książki, pomagałam
w obróbce zdjęć Gabriellowi, ale przez cały ten czas nie mogłam się pozbyć
wrażenia, że coś jest nie w porządku.
Mój bliźniak o nic mnie już nie pytał od ostatniej naszej
rozmowy w jego pokoju, co też było dziwne, bo zapowiadał, że jeszcze wróci do
tematu. Bywały momenty, gdy chciałam sama mu o wszystkim powiedzieć, ale wtedy
jednak nie było jego w pobliżu. Rzadko kiedy wychodził z pokoju.
Pewnego dnia odważyłam się sama do niego pójść. Był już
wieczór. Zapukałam cicho do drzwi i odpowiedziało mi ciche „Proszę”
Weszłam do znanego mi już pomieszczenia z czarnym pianinem
przy ścianie. Oliver leżał na łóżku zwinięty w kłębek tyłem do drzwi. Podeszłam
powoli do jego łóżka i siadłam na krawędzi po drugiej stronie.
-
Po co przyszłaś? – spytał słabym głosem, co bardziej wzbudziło
mój niepokój o jego stan.
-
Zobaczyć, czy wszystko okej. Ostatnio widzę, że coś się
dzieje. – odpowiedziałam wciąż siedząc tyłem do brata
-
Wszystko w porządku. Nie przejmuj się. – powiedział i
pociągnął nosem
Usłyszałam jak pod nosem przeklął „Cholera!”. Wstałam i
obeszłam szybko łóżko, by zobaczyć jego twarz. Był w cholerę blady, a przy
nosie trzymał zakrwawioną chusteczkę.
-
Mój Boże, Oliver. Co się dzieje? – spytałam spanikowana,
kucając szybko przed nim
-
Nic do cholery – powiedział i podniósł się gwałtownie do siadu
– Nic czym musisz się przejmować. – dodał przykładając rękę do czoła
-
Jak to, nic? Oliver. Od kilku dni wyglądasz jak swój własny
duch. Jeszcze ta krew...powiedz mi. Widzę, że nie jest w porządku.
-
Daj mi spokój. Powiedziałem ci, nie przejmuj się mną. Nie
wyciągniesz tego ze mnie. To nic wielkiego i nieznanego.
-
Czyli że tak często masz? – spytałam próbując wciąż utrzymać
kontakt wzrokowy z szatynem
-
Tak. Więc nie przejmuj się – odpowiedział odwracając głowę w
stronę drzwi – Jak będziesz wychodzić, poproś Gabriella, by przyszedł.
-
Nie zamierzam się nigdzie ruszać. Nie zostawię cię –
pokręciłam energicznie głową.
-
Owszem, zostawisz. – spojrzał na mnie nagle, prawie pustymi
błękitnymi oczami – Jeśli ci powiem, że od tego czy zawołasz Gabriella zależy
moje życie, to zrobisz to?
Podniosłam się szybko i wybiegłam z pokoju.
Nasze kłótnie przestały mieć dla mnie znaczenie. Teraz
liczyło się to, by nic mu się nie stało. Nic z tego nie rozumiałam, ale nie zamierzałam
dać mu się wykrwawić, do cholery.
-
Gabriell! – zawołałam idąc przez korytarz. Nie wiedziałam w
którym pokoju dokładnie jest chłopak
Jedne z licznych drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich
głowę czerwonowłosego
-
Coś się stało? – spytał marszcząc brwi
-
Oliver... – jęknęłam nie mogąc powiedzieć nic więcej.
Chłopak natychmiast wypadł z pokoju i wszedł do pokoju
Olivera, zamykając za sobą drzwi. Na jego twarzy malowała się panika i strach.
Siadłam pod ścianą pod pokojem brata. Wydawało mi się, że
minęła godzina, może więcej, gdy Gabriell wreszcie opuścił pomieszczenie.
Wstałam szybko patrząc na chłopaka wyczekująco.
-
Co z nim?
-
Potrzebuje teraz spokoju. Nie wchodź do niego przez najbliższe
dni – powiedział i zaczął iść na dół – jeśli nie chcesz widzieć jego
cierpienia. Jeśli nie chcesz widzieć jak umiera.
-
Umiera? Oliver umiera? Myślałam, że jesteście...
Chłopak odwrócił się na pięcie w moją stronę.
-
Nie...nie mówili ci o jego chorobie?
-
Chorobie? Nie, nic nie mówili. Ja tylko dostałam od nich zgodę
na zobaczenie się z wami. Chiller tylko pomógł mi z formalnościami wyjazdowymi
z USA, ale KZU nie dało mi żadnych informacji o was.
-
Znasz Chillera?...zresztą nie ważne. Rób co uważasz za
słuszne, ale dziś daj mu odpocząć. Nie męcz go. Jest już tym w cholerę zmęczony.
Zanim zdążyłam zapytać, czym dokładniej, zbiegł schodami na
dół.
Westchnęłam i ruszyłam do swojego pokoju.
Za ścianą mój brat z jakiegoś nieznanego mi powodu cierpiał
i umierał.
Zbyt dużo nowych rzeczy dziś się dowiedziałam, by być w
stanie ułożyć sobie wszystko po kolei. Postanowiłam więc zostawić to na jutro.
Poszłam do łazienki i przebrałam się w piżamę. Resztę
wieczora do około dziesiątej przesiedziałam na parapecie w sypialni czytając
książkę.
Położyłam się spać z myślą o tym, jak pomóc Oliverowi.
Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że nie wiele mogę zdziałać.